Tak samo jak każdy książkoholik, gdyby tylko miał możliwość ogłosiłby księgarnię swoim nowym domem.
Jednak czy śmiałbyś się gdybyś został w tym supermarkecie uwięziony, zamknięty, odizolowany od świata na zewnątrz?
Mama kupowała książki maniakalnie, jakby bała się, że przestana je drukować.
Bo właśnie tak wyobraża sobie ten czas Emmy Laybourne, ukazując przed swoimi czytelnikami przerażającą wizję przyszłości.
Rok 2024, rok w którym mało kto rozstaje się ze swoim mini tabem, nie wspominając już o internecie.
Zwyczajny poranek.
Dean ze swoim młodszym bratem Alexem oraz z wieloma innymi niewyspanymi dzieciakami jedzie szkolnym autobusem.
Nic nie zwiastuje tego, że już za parę chwil z nieba zacznie spadać grad wielkości piłek tenisowych, Stany Zjednoczone zaleje ogromna fala tsunami, a ze zniszczonego ośrodka wojskowego wydostanie się tajemnicza broń chemiczna.
Rozpoczyna się walka o przetrwanie, ale nie dla dzieci z autobusu szkolnego, które znajdują schronienie w pobliskim supermarkecie.
Mówiłem tylko to co już wiedział.
Tak się robi, zdobywasz czyjeś zaufanie zdradzając własne sekrety.
Po tej książce spodziewałam się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego co dostałam.
Wydawało mi się, że "Odcięci od świata" będzie kolejną banalną, schematyczną do bólu dystopią, a tymczasem książka przeszła moje najśmielsze oczekiwania.
Nie spodziewałam się, że aż tak przywiąże się do głównych bohaterów i że aż tak zatracę się w tej historii.
Autorce udało się sprawić, że czułam się jakbym rzeczywiście brała udział w opisanych wydarzeniach.
A gdy był już ciepło ubrany, łącznie z tymi durnymi skarpetkami, jeszcze roztarłem mu plecy. Tak. Zapewniam was, że czułem się przy tym równie zażenowany jak teraz, kiedy o tym piszę. Ale czułem pod palcami, że jego chude ciało rozluźnia się troszkę, więc masowałem dalej . Uznałem, że to dobry znak kiedy kilka minut później wycharczał:
-Gardło mnie boli.
Na samym początku dzieje się naprawdę sporo i bardzo trudno było mi odłożyć „Monument 14” choćby na chwilę.
A im głębiej wchodziłam w tę historię, tym bardziej byłam nią oczarowana.
Przewracałam kolejne strony i śledziłam losy moich ukochanych bohaterów: sympatycznego Deana, który jest narratorem powieści, upartej i nieprzewidywalnej Astrid i, rzecz jasna, gromadki kochanych dzieciaków, które są tutaj najważniejsze – nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy tylko którekolwiek z nich pojawiało się na scenie.
Przyglądałam się, w jaki sposób nowi mieszkańcy supermarketu próbują uporządkować sobie życie, dzieląc się obowiązkami i wybierając przywódców, tworząc malutkie społeczeństwo.
Wspaniale został też poprowadzony wątek miłosny, który, w przeciwieństwie do większości antyutopii, nie jest najważniejszy w tej powieści.
Czy można by było chcieć czegoś więcej?
Ale ja wierzę w niebo. Wierzę, że idą tam wszystkie piękne dusze. Ludzie innych wyznań wierzą w inne rzeczy. I dobrze. W cokolwiek wierzą, to im się przytrafi po śmierci. Myślę, że każdy z nas tworzy własne niebo.
„Monument 14” jest jak doskonały eliksir, który składa się z takich elementów, jak pełnokrwiste postacie, nieprzewidywalne, mocne zakończenie czy mistrzowskie budowanie napięcia.
A to tylko niewielka namiastka tego, co czeka Was przy lekturze tej książki.
W dobie coraz to bardziej schematycznych i zwyczajnie nudnych antyutopii napisanych przez ludzi, którzy za wszelką cenę chcą powtórzyć sukces Suzanne Collins, autorce udało stworzyć się coś świeżego, ciekawego.
Coś, co bez żadnych wyrzutów sumienia mogę nazwać jedną z lepszych książek które przeczytałam.
Przyszła noc i zapadła ciężko.
Nie jakby Bóg nakrył ziemię kocem,
Ale jakby ktoś zdmuchnął świeczkę.
Nagle i zupełnie.
Ciemność. Tak po prostu.
Moja ocena 6/6
Mam nadzieję, że recenzja wam się spodobała i będziecie dalej czytać naszego bloga :) Bardzo chciałabym was przeprosić, za to, że tyle czasu nie było żadnego posta ale to wszystko przez szkołę i chorobę, moją i Julki.
~Magda